Nie ma, jak u Mamy: Ciekawostki różańcowe (2) – Obozowy różaniec św. Maksymiliana
„Nie ma, jak u Mamy” to nasz radiowy cotygodniowy cykl internetowy, w którym pragniemy przybliżać Matkę Bożą. Jej życie, Jej skuteczne wstawiennictwo, Jej „obecność” w życiu świętych, modlitwy do Maryi, miejsca Jej kultu, a także wizerunki Matki Bożej. Może na wzór św. Maksymiliana, który, jak napisał o. Roman Soczewka – „lubił soboty i radością z tego dnia dzielił się ze współbraćmi zakonnymi, wygłaszając im pogadanki lub konferencje o Matce Bożej Niepokalanej.”
***
Powoli przygotowujemy się do 80. rocznicy śmierci ojca Maksymiliana. Coraz częciej mówi się w mediach o założycielu Niepokalanowa. Wychodzi też sporo nowych publikacji, przybliżających tę postać. Warto wykorzystać ten czas, by „promując” ojca Kolbego, zachęcić innych do tego, co świętemu Maksymilianowi było bardzo bliskie – do odmawiania różańca. „Przez tę modlitwę łatwo możemy otrzymać wielkie łaski i błogosławieństwo Boże” – mówił męczennik z Auschwitz. Modlitwie tej był wierny do końca, także wtedy, gdy przyszło Mu nieść krzyż i wiarę swą „pokazać” w praktyce: „Z celi, w której znajdowali się biedacy – zeznał naoczny świadek, Brunon Borgowiec – słyszano codziennie głośne odprawianie modlitw, Różańca świętego i śpiewy, do których się też więźniowie z sąsiednich cel przyłączali. Przepowiadał o. Maksymilian Kolbe, a następnie chórem odpowiadali więźniowie”.
Dziś w ramach naszego cyklu „Nie ma, jak u Mamy” historia obozowego różańca ojca Maksymiliana… Tekst poniższy publikujemy za stroną: https://rozaniec.maryjni.pl/
***
„Ojciec Maksymilian nigdy nie rozstawał się z różańcem. Miał go przy sobie również podczas aresztowania na warszawskim Pawiaku zima 1941 roku. Zauważył go jeden ze strażników i rozwścieczony spoliczkował zakonnika, a różaniec podeptał. O.Kolbe pozbierał rozrzucone paciorki i odtąd przechowywał je w płóciennym woreczku, który nosił w kieszeni. Gdy pół roku później trafił do obozu w Oświęcimiu, podeptany przez gestapowca różaniec stał się wielkim znakiem Bożej miłości…” (Dorota Krawczyk „Różaniec” nr 7-8/2013 – tam znajdziesz całość).
Katowiczanin, Willibald Pająk, więzień oświęcimski nr 26790, przez wiele lat był współpracownikiem niemieckiego stowarzyszenia Maximilian Kolbe Werk, niosącego pomoc byłym więźniom hitlerowskich katowni. W pracy pomagała mu żona Irena. We wrześniu 1988 roku zgłosił się do niego Wilhelm Żelazny z Chorzowa, były więzień KL Auschwitz, nr 1126, który prosił o pomoc w zdobyciu lekarstw. Podczas jednej z wizyt u państwa Pająków, mężczyzna wyznał, że ma w domu różaniec św.Maksymiliana. – Popatrzyliśmy na siebie z powątpiewaniem – zwierza się pani Irena – zwłaszcza mąż, który był kilka lat w obozie i wiedział, jakie tam panowały warunki, więc absolutnie w to nie wierzył. Mimo to, poprosiłam żeby Żelazny opowiedział, jak wszedł w posiadanie tego różańca. Oto jego świadectwo:
„Byłem więźniem funkcyjnym, sztubowym – opowiadał Żelazny. Pewnego dnia stwierdzono podczas kontroli w mojej sztubie nieporządek, za co mnie skatowano i wyrzucono z funkcji. Potem zostałem zatrudniony w komandzie pracującym nad rzeką Sołą przy wycinaniu wikliny. Po skatowaniu miałem połamane żebra i ciężko rozchorowałem się na płuca… Ciężka praca w wodzie, głód, rany po pobiciu oraz pogarszający się stan zdrowia, spowodowały moje zmuzułmanienie i całkowite załamanie psychiczne. Postanowiłem skończyć udrękę i pójść na druty. Zwierzyłem się z tego koledze więźniowi (…), a ten powiedział mi, że zanim to zrobię, powinienem porozmawiać z księdzem, który mnie pocieszy.
Skontaktował mnie z ojcem Maksymilianem Kolbe. Ten po apelu długo ze mną rozmawiał i na koniec wyciągnął woreczek umocowany po wewnętrznej stronie obozowej bluzy, pod pachą, w którym znajdował się porwany różaniec (w obozie za posiadanie przedmiotów kultu religijnego groziła kara śmierci). Wręczył mi go mówiąc, że udostępnia go na pewien czas, abym go odmawiał, co mi doda sił i podniesie mnie na duchu. Powiedział mi również, że brakuje w nim kilka paciorków zniszczonych przez gestapowca na Pawiaku, lecz te brakujące mam także odmawiać. W woreczku znajdowały się również resztki zniszczonych paciorków, które o.Maksymilian pozbierał z podłogi celi na Pawiaku. Kiedy po pewnym czasie, w znacznie lepszym stanie, poszedłem oddać różaniec, okazało się, że o.Maksymilian poszedł do bunkra na śmierć głodową. W ten sposób różaniec pozostał u mnie. 14 kwietnia 1942 roku zostałem zwolniony z obozu, wynosząc różaniec w taki sam sposób, jak nosił go o.Maksymilian.
Z różańcem tym nigdy nie rozstawałem się, z wyjątkiem dwóch lat po wojnie, kiedy to były u mnie przeprowadzane rewizje. Oddałem go wtedy na przechowanie z innymi rzeczami ks.biskupowi Herbertowi Bednorzowi w Katowicach, z którym była spokrewniona moja żona. Nie wiedział on jednak, że otrzymał na przechowanie różaniec księdza z obozu. Po odebraniu, cały czas przechowuję go w domu”. Kiedy Żelazny wszedł do sekretariatu po odbiór depozytów, był tam pewien ksiądz (także były więzień z numerem 1006). „Prosił mnie, żebym dał mu jakąś część różańca. Dałem mu dwa paciorki” – wspomina. Po jakimś czasie przypomniał sobie jego nazwisko. Był to ks. abp Adam Kozłowiecki – obecny kardynał, który przyjechał do obozu transportem z Wiśnicza. Arcybiskup z Zambii przebywał wówczas w Polsce podczas I wizyty Ojca Świętego. Potem paciorki pojechały z nim do Afryki. Co się z nimi stało ? Nie wiadomo…
Poprosiłam pana Żelaznego żeby przywiózł różaniec kiedy przyjedzie po odbiór leków.. Zgodził się. Po miesiącu przyjechał przywożąc różaniec, który wywarł na mnie niesamowite wrażenie, gdyż wydawał mi się taki zupełnie niezwykły – wspomina pani Irena. Odniosłam wrażenie, że jest autentyczny. Trzymałam go w ręku, oglądałam… „Pan nie może trzymać tego różańca u siebie w domu, bo przecież to nie jest pana różaniec, a poza tym to rzecz święta” – powiedziałam. Pan Żelazny dodał jeszcze, że niektórzy więźniowie chcieli go od niego dostać, ale im nie dał.
Wydawało się, że różaniec powinien wrócić do Oświęcimia, do celi, tam, gdzie zginął św.Maksymilian. Mąż powiedział jednak, że tam byłby narażony na niebezpieczeństwo. Pomyślałam wówczas, że na oświęcimskim osiedlu, gdzie mieszka moja rodzina, jest kościół Męczenników Oświęcimia pw. Św.Maksymiliana i że to będzie godne miejsce. „Niech to pani załatwi i niech ten różaniec u pani zostanie” – zgodził się pan Żelazny… Po przekazaniu, różaniec najpierw leżał w skarbcu, a potem umieszczono go w specjalnym relikwiarzu. 9 października 1994 roku poświęcił go ks.kard.Franciszek Macharski. Przez prawie pół wieku spoczywał zamknięty w pudełku po zegarku… Dziś, cudem uratowany, obozowy różaniec św.Maksymiliana jest bezcenną relikwią
***
Irena Pająk początkowo nie była pewna, czy różaniec naprawdę był własnością św.Maksymiliana. Nurtowało ją kilka wątpliwości. Zastanawiała się głównie nad tym, jak to w ogóle było możliwe, że różaniec wyniesiono poza teren obozu. Rok 1942 charakteryzował się bowiem niezwykłym terrorem. Hitlerowcy przeprowadzali wiele masowych egzekucji. Jednak tego roku było również wiele zwolnień. Jej wątpliwości rozwiał były więzień z Czechowic-Dziedzic, który został właśnie wtedy zwolniony. „Po porannym apelu wyczytano kilkanaście numerów i powiedziano, że mamy się zgłosić pod schreibstubą” – powiedział. „Nie wiedzieliśmy, po co tam idziemy – albo na rozwałkę, albo nas przenoszą lub zwalniają. Rozkazano nam się wykąpać i przebrać w ubrania, w których byliśmy przywiezieni”. Mężczyzna zgarnął wówczas pod marynarkę cały plik listów, które otrzymał w obozie. Schował je i… bez problemów przeniósł. Rewizji nie było. Okazało się, że więzień wyszedł w ten sam dzień, co Żelazny” (Henryk Bejda „Cuda i łaski Boże” nr 7/2004).
Za: https://rozaniec.maryjni.pl/
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Nie ma, jak u Mamy: Niezwykła moc modlitwy „Zdrowaś Maryjo”!
Nie ma, jak u Mamy: Szkaplerz karmelitański
Nie ma, jak u Mamy: Sanktuarium Najświętszej Maryi Panny Jazłowieckiej
Nie ma, jak u Mamy: Matka Boża Nieustającej Pomocy. 27 czerwca przypada Jej wspomnienie 1 lipca
Nie ma, jak u Mamy: NOWENNA GIETRZWAŁDZKA – modlitwa o uzdrowienie podyktowana przez Maryję w trakcie objawień
Nie ma, jak u Mamy: Niepokalane Serce Najświętszej Maryi Panny
Nie ma, jak u Mamy: Przynieś każdemu to, czego mu potrzeba
Nie ma, jak u Mamy: Modlitwa rodziców za dzieci
Nie ma, jak u Mamy: Różaniec jest egzorcyzmem! Dobrze o tym pamiętać
Nie ma, jak u Mamy: Kolbianum – studia dla każdego, kto kocha Maryję!
Nie ma, jak u Mamy: Różaniec na próbę…
Nie ma, jak u Mamy: Odznaka turystyczna „Szlakiem kultu Maryjnego w Polsce”: z miłości do Maryi i pasji do podróżowania
Nie ma, jak u Mamy: Matka Boża Dobrej Rady
Nie ma, jak u Mamy: Ciekawostki różańcowe (1) – Różaniec na kierownicę
Nie ma, jak u Mamy: Świadectwo uzdrowienia za przyczyną Matki Najświętszej
Nie ma, jak u Mamy: „Rekolekcje z Maryją” ojca M. Kopczewskiego – do odprawiania w domu
Nie ma, jak u Mamy: Zaufajcie Maryi!
Nie ma, jak u Mamy: Niezwykły (cudowny) różaniec z… fasoli
Nie ma, jak u Mamy: Maryja i ks. Dolindo
Nie ma, jak u Mamy: Koronka do Krwawych Łez Maryi
Nie ma, jak u Mamy: Koronka do Siedmiu Boleści Maryi – o tę modlitwę prosi nas sama Matka Boża
Nie ma, jak u Mamy: Świadectwo otrzymanej łaski, wyproszonej przez ręce Maryi
Nie ma, jak u Mamy: O różańcu ustami świętych, czyli dlaczego warto odmawiać różaniec
Nie ma, jak u Mamy: Matka Boża Dzieci Nienarodzonych
Nie ma, jak u Mamy: Cudowny medalik – noś go z ufnością na szyi!
Nie ma, jak u Mamy: Dlaczego sobota jest dniem szczególnie poświęconym Matce Bożej