JASNE ŚWIATŁO: bł. Chiara Luce Badano

Chiara „Luce” (wł. Jasne Światło) żyła zaledwie 19 lat. Była inteligentna, radosna i wysportowana. Marzyła, żeby zostać lekarzem i wyjechać na misje. Miała wielu przyjaciół, pomagała biednym i opuszczonym. Gdy miała 12 lat napisała: „Odkryłam, że Jezus opuszczony jest kluczem do jedności z Bogiem i chcę Go wybrać jako mojego jedynego Umiłowanego i przygotować się na Jego przyjście. Wybierać Go!”. Z miłości do Jezusa Opuszczonego przyjęła cierpienie choroby nowotworowej i jednoczyła z Nim każdy swój ból. Zaprojektowała sukienkę na swój pogrzeb, by podobać się Umiłowanemu. Mamie, która ją pyta, czy bardzo cierpi, odpowiada: „Jezus wybiela wybielaczem nawet czarne punkciki, a wybielacz pali. Kiedy dojdę do Nieba będę biała jak śnieg”.

Chiara Badano urodziła się 29 października 1971 w Sassello, miejscowości położonej w Apeninach liguryjskich, należącej do diecezji Acqui. Jej rodzice oczekiwali na narodziny dziecka aż 11 lat. Chiara (po włosku imię znaczy jasna) z imienia i faktycznie miała jasne i duże oczy, słodki i bezpośredni uśmiech, była inteligenta i miała silną wolę, żywa, radosna i wysportowana, wychowywana przez mamę – poprzez ewangeliczne przypowieści – żeby rozmawiała z Jezusem i żeby Mu zawsze mówiła „tak”. Była zdrowa, kochała naturę i zabawę, ale od początku wyróżniała się miłością do „potrzebujących”, którym poświęcała uwagę i służyła, często rezygnując z chwil zabawy. Już od lat przedszkolnych wrzucała swoje oszczędności do małego pudełeczka dla “murzynków”. Marzyła później, żeby wyjechać do Afryki jako lekarz i leczyć dzieci.

Normalna dziewczyna, ale miała w sobie coś, była wrażliwa na łaskę i na Boży plan wobec niej, który stopniowo się odsłaniał. Dzień przed Pierwszą komunią jako prezent otrzymuje księgę Ewangelii. Będzie dla niej “wielką księgą” i “nadzwyczajną nowiną”. Stwierdziła, że “jak łatwo było mi się nauczyć się alfabetu, tak samo powinno być łatwo żyć Ewangelią!” W wieku 9 lat staje się członkinią Genów (młodego pokolenia) w Ruchu Focolari, przyjmuje za swój ideał jedności i stopniowo wprowadza w niego też rodziców. Od tamtego czasu jej życie będzie nieustannym wysiłkiem, żeby „stawiać Boga na pierwszym miejscu”. Kontynuuje naukę aż do liceum o profilu klasycznym i ofiaruje Jezusowi każdą trudność i cierpienie. Jednak w wieku 17 lat, niespodziewanie pojawił się przeszywający ból w lewej części pleców. Między badaniami i operacjami, które nie pomagały, postępował nowotwór kości, który stał się początkiem trwającej dwa lata Kalwarii.

Kiedy poinformowano ją o diagnozie, Chiara nie płakała, nie buntowała się: natychmiast zapadła w ciszę, ale już po 25 minutach na jej ustach pojawiła się zgoda na wolę Bożą. Często powtarzała: „Jeśli ty Jezu tego chcesz, ja też tego chcę”. Z jej twarzy nie znika szeroki uśmiech; poddaje się bardzo bolesnemu leczeniu i wciąga do tej samej Miłości, tych, którzy ją odwiedzają. Odmawiając morfiny, bo odbierała jej jasność, ofiarowuje wszystko za Kościół, za młodzież, za niewierzących, za Ruch, za misje… pozostając pogodna i silna. Powtarza: „Już nic nie mam, ale mam jeszcze serce i mogę nim kochać”. Pokoje, w szpitalu w Turynie i w domu, były miejscami spotkania, apostolatu, jedności. To jej kościół. Nawet lekarze, czasami niewierzący, zostali ogarnięci pokojem, którym emanuje wokoło i niektórzy zbliżyli się do Boga. Czuli się „pociągnięci jak przez magnes” i do dziś ją wspominają, mówią o niej, modlą się do niej.

Mamie, która ją pyta, czy bardzo cierpi, odpowiada: „Jezus wybiela wybielaczem nawet czarne punkciki, a wybielacz pali. Kiedy dojdę do Nieba będę biała jak śnieg”. Jest przekonana o miłości Bożej wobec niej: stwierdza: “Bóg mnie kocha nieskończenie” a po nocy szczególnie trudnej powie nawet: „Bardzo cierpiałam, ale moja dusza śpiewała…”. Przyjaciołom, którzy idą do jej domu, żeby ją pocieszyć a sami wychodzą pocieszeniu niedługo przed śmiercią tak się zwierzyła: “…Nawet sobie nie wyobrażacie, jaka jest moja relacja z Jezusem… Czuję, że Bóg prosi mnie o coś więcej, dużo więcej. Może zostanę w tym łóżku całe lata, nie wiem. Mnie interesuje tylko wola Boża, wypełniać każdą Jego wolę w chwili obecnej: podjąć grę Boga. Gdyby teraz zapytano mnie, czy chcę chodzić (z postępem choroby jej nogi były sparaliżowane i cierpiała bardzo bolesne skurcze) powiedziałabym nie, bo dzięki temu, jestem bliżej Jezusa”.

Chiara, pod naciskiem wielu osób, na kartce pisała do Maryi: “Matko Boża, proszę Cię o cud uzdrowienia dla mnie. Jeśli to nie jest wola Boża, proszę Cię o siłę i o to, żebym się nigdy nie poddała!” i pozostała wierna temu zobowiązaniu. Od dziecka postanowiła, że nie będzie “dawać Jezusa poprzez słowa, ale poprzez postępowanie”. Nie było to wcale łatwe, i rzeczywiście czasami powtarzała: ”Jak trudno jest iść pod prąd!” Ażeby przezwyciężyć każdą przeszkodę, powtarzała: „Dla Ciebie, Jezu”. Aby dobrze żyć chrześcijaństwem, Chiara bardzo doceniała uczestnictwo w codziennej Mszy świętej, podczas, której przyjmowała Jezusa, którego tak kochała. Czytała Słowo Boże i je rozważała. Często rozmyślała nad zdaniem Chiary Lubich: “Będę święta, jest jestem święta natychmiast”.

Mamie, która martwiła się jak będzie żyła bez niej, nieustannie powtarzała: „Zaufaj Bogu, wystarczy jak to zrobisz”; i „Kiedy mnie nie będzie, idź za Bogiem i znajdziesz siłę, żeby iść naprzód”. Przyjmuje z miłością, każdego, kto ją odwiedza. Słucha i ofiarowuje swoje cierpienie, bo: „Ja mam co ofiarować!”. Podczas ostatnich spotkań z biskupem okazuje wielką miłość do Kościoła. Tymczasem choroba postępuje i bóle narastają. Żadnego lamentowania; na ustach: “Z Tobą, Jezu; dla Ciebie Jezu!” Chiara przygotowuje się na spotkanie: “To Oblubieniec wyjdzie mi na spotkanie” i wybiera szatę oblubienicy, śpiewy i modlitwy na “jej” Mszę; obrzędy powinny być “świętem”, podczas, którego “nikt nie powinien płakać”. Przyjmując ostatni raz Jezusa w Eucharystii, wydaje się być w Nim zatopiona i bardzo prosi, żeby pomodlić się modlitwą „Przybądź Duchu Święty, spuść z niebiosów wzięty, światła Twego strumień”. Imię „LUCE” (wł. światło) nadała jej Chiara Lubich, z którą miała listowną, głęboką relację jak córka, już jako mała dziewczynka.

Nie bała się śmierci. Powiedziała mamie: „Już nie proszę Jezusa, żeby przyszedł i wziął mnie do Nieba, bo chcę jeszcze ofiarować mu moje cierpienie, żeby dzielić z nim jeszcze trochę krzyż”. Szczególna myśl o młodzieży: „… Młodzież jest przyszłością. Ja nie mogę już biec, ale chciałabym przekazać im pochodnię jak na Olimpiadach. Młodzi mają tylko jedno życie warto, żeby je przeżyli dobrze!”.

„Oblubieniec” przyszedł zabrać ją o świcie 7 października 1990, po nocy wielkich cierpień. To dzień Najświętszej Maryi Panny Różańcowej. Ostatnie jej słowa brzmiały: „Mamo, bądź szczęśliwa, bo ja jestem. Cześć”. I jeszcze dar: rogówki.

Na pogrzeb, któremu przewodniczył biskup, przybyły setki młodych ludzi i wielu księży. Zespoły Gen Rosso i Gen Verde śpiewały wybrane przez nią piosenki.

 

Biografia Chiary Luce Badano odczytana podczas Mszy Beatyfikacyjnej w Sanktuarium Matki Bożej Miłości w Rzymie, 25 września 2010 r. / za: www.focolare.org

Fot. www.chiarabadano.org


Posłuchaj audycji Świetny Święty, w której o. Tomasz Szymczak opowiada o bł. Klarze. Odcinek rozpoczyna się nagraniem jej głosu!