„Gdzie jesteś?”… – z cyklu Ewy Liegman: Przypowieści o śmierci, przybliżające do wieczności…

Na oddziale, gdzie dużo się milczy i łóżko umierającego omija, sporo słów niewypowiedzianych i ciężarów, których na pierwszy rzut oka nie widać.

Lubię pytać: „gdzie jesteś?”

Zwykle ktoś ze zdziwieniem patrzy. Przecież leży tutaj, chyba musisz wyjść raz jeszcze na zewnątrz i przeczytać, gdzie wchodzisz albo coś z głową nie tak.

Nie, nie, to nieprawda.

Bo wiele osób odpowiada… i to natychmiast: „w czarnej „dziurze””, „w fatalnej sytuacji”, „w wielkim strachu”, „w rozterce”, „w rozpaczy”, ” w separacji”.

A wbrew pozorom od tego trzeba zacząć, aby zobaczyć kim jestem i jak daleko zaszedłem i czy na pewno dobrą drogą?

A więc gdzie jesteś?

Na oddziale, gdzie często się kogoś żegna to wyraźnie widać. Bezradność i samotność, wielki chaos, górę spraw, którą trzeba załatwić a się już nie da.

A więc gdzie Ty jesteś? Dzisiaj. To Ci sporo pokaże. Można leżeć w basenie w najlepszym hotelu na świecie, a być w więzieniu i nie widzieć wyjścia. Być zatrzaśniętym w lęku, zazdrości, nienawiści i w wielu innych więzieniach.

A więc lubię pytać. I prowokować, by nie przestawać zaglądać do serca i pytać, wciąż pytać i szukać prawdziwej odpowiedzi. Bo mózg lubi oszukiwać i nas usprawiedliwiać. Kiedyś pewien mądry zakonnik mi powiedział:

„chrześcijaństwo zaczyna się dopiero wtedy, gdy widzisz swoją skrajną biedę, brud i uda Ci się zrozumieć, że sama nie umiesz wyjść z tego. Do momentu w którym łudzisz się, że jest inaczej pompujesz w kościele swoje EGO. Stąd tyle upadków duchownych, ludzi z pierwszych ławek i herezji. Dopóki uciekasz przed prawdą o sobie, nie widzisz, że natura ludzka jest skażona i zła… JEST PO TOBIE. Poczytaj sobie zeznania świętych. Święci ludzie to ci, którzy widzieli swój mrok, przepaść serca i tam spotykali Boga. Tylko tak można wpaść w Jego ramiona. Gdyby ludzie to rozumieli, nie kończyłyby się kolejki do spowiedzi. Wszystko by za nią oddali, bo to karta na życie wieczne, a więc gra o wszystko”.

Faktycznie. Kiedy los człowieka powali, pozbawi wszystkiego z czym się związał, widać wyraźnie pychę, która w więzieniu zostaje sama, naga i woła… wcale nie Boga, ale maski, którymi znowu będzie mogła się okładać i tak przetrwać, się schować.

I znowu w więzieniu duszę zamknąć.

A my musimy skonać zanim umrzemy… Nasza skażona miłość egoistyczna. Tylko tak można narodzić się od nowa.

Spotyka się bardzo rzadko, raz na nie wiem ile przypadków. Wielki skarb. Człowieka, który nie zmienia swojego położenia, swojego miejsca…

Czarna dziura rozciąga się nad nim tak samo jak nad całą resztą… na przykład na oddziale, gdzie często się kogoś żegna.

Po czym go poznać? Po niebywałej pogodzie ducha i wolności, która jak źródło wody na pustyni wytryska i przyciąga do siebie ludzi. Nie jest nachalne… bardzo delikatne, a przy tym mocne, bo wystarczy się otrzeć o światło, by zobaczyć…

bałagan w sobie i znienawidzić jeszcze bardziej, odrzucić… pycha będzie się bronić….

albo

wreszcie, wreszcie się NAWRÓCIĆ, a więc chcieć coś z tym zrobić. Posprzątać i stać się lekkim… by przez ucho igielne przejść.

Tak było i w jej przypadku. Niezwykłe rekolekcje ze starszą Panią. Pokrzywioną, obolałą, z sercem połamanym w życiu wiele razy. Z historią, którą chętnie Hollywood by pożyczył i każdy z nas na filmie, by się wzruszył… i znów wrócił do swoich przyzwyczajeń, karmienia próżności, ucieczki przed samym sobą jak przed rajem…

A ona opowiadała, nie ruszając się z miejsca, że ma wielkie zadanie codziennie do wykonania. W świecie skażonym pragnieniem władzy, pieniędzy, seksu, zdrówka za wszelką cenę, wiecznej młodości… ona ma być TĘSKNOTĄ I PRAGNIENIEM za wiecznością…

w imieniu wszystkich, którzy błądzą.

CISZĄ, do której może dojść SŁOWO… wśród tony krzyków, wypowiadanych zdań, kłótni, nienawiści…

wyjaśniła, że właśnie tak się stało z Maryją, w której SŁOWO PISMA, czytała uważnie … nie tylko rozumem, ale całą sobą, duszą, sercem otwartym na oścież… w koncentracji i skupieniu,

stało się CIAŁEM i zmieniło bieg historii świata, czy tego chcesz, czy nie.

W końcu dodała, że ma jeszcze jedno ważne zadanie, w ogłuszonym, ogłupiałym świecie ona na tym prześcieradle jest więc SŁUCHANIEM… tego co Bóg mówi światu. Tak się z Nim umówiła, że każde jej uderzenie serca jak odpowiedź, sygnał S O S, już nie w jej imieniu, ale każdego kto tonie właśnie w tej sekundzie w rozpaczy…

by wpadła do serca iskra nadziei i poznała Boga, wielki ogień Miłości silniejszej od śmierci.

Z cyklu: Przypowieści o śmierci, a więc zbliżające nas do wieczności

Więcej tekstów Pani Ewy, a także wywiad z Nią, który przeprowadziła Katarzyna Bodych: TUTAJ