Repliki dra Piotra Guzdka na wywiad red. Marcina Przeciszewskiego z prof. Adamem Strzemboszem w sprawie aborcji

Środowiska pro-life z satysfakcją przyjęły wywiad red. Marcina Przeciszewskiego z prof. Adamem Strzemboszem w sprawie powtórnej legalizacji aborcji. Stanowisko Profesora uznano za znaczące w debacie publicznej i wzmacniające postulaty obrońców życia. Tylko desperacka próba wykazania, że po stronie pro-life także znajdują się głośne nazwiska, może uzasadnić gloryfikację poglądów Profesora oraz szerokie ich kolportowanie w środowiskach obrony życia. Krytyczna analiza nie pozwala na pozytywną ocenę całości argumentacji przedstawionej przez Profesora. Występując przeciwko aborcji „na żądanie”, Profesor powiela starą mitologię zwolenników aborcji eugenicznej i postuluje referendum aborcyjne.

Zadowolenie liderów ruchu pro-life wzbudził wywód Profesora o progu inicjacji życia ludzkiego i negacja aborcji „na żądanie”. Nie są to wygórowane kryteria, by zostać okrzykniętym obrońcą życia. To wiele mówi o kondycji środowisk pro-life w Polsce. Polscy obrońcy życia zdają się nadal nie dostrzegać faktu, że to nie próg inicjacji życia ludzkiego stanowi główną oś sporu o aborcję. Przedmiotem kontrowersji jest personalizacja płodu, czyli początek życia osobowego.

Tymczasem obrońcy życia ciągle przekonują polskie społeczeństwo, że wraz z zapłodnieniem rozpoczyna się ludzkie życie i czynią z tego główny argument dla prawnej ochrony płodu. Taka narracja mija się z głównym przedmiotem debaty bioetycznej i nie uwzględnia szerszego spektrum poglądów adwersarzy. Zwolennicy aborcji nie kwestionują już dzisiaj biologicznego człowieczeństwa płodu, ale pytają o czas rozwoju jego funkcjonalnej tożsamości osobowej.

Mimo to działacze pro-life wciąż uporczywie powielają narrację z podręczników embriologii szczegółowo opisującą proces zapłodnienia. Echo takiego podejścia słychać w komentowanym wywiadzie. Profesor rozwodząc się o zapłodnieniu, implantacji i statusie ludzkiego płodu, zawiesza jednak ortodoksyjne poglądy pro-life, kiedy wypowiada się o aborcji eugenicznej. Ciężka niepełnosprawność dziecka jest w jego ocenie „sytuacją nadzwyczajną” pozwalającą je uśmiercić. Istnieje zatem grupa nadzwyczajnych dzieci, które z prawnej ochrony życia można wykluczyć dla zapewnienia interesów określonych grup. Te „nadzwyczajne sytuacje” tworzą w pełnej krasie eugenikę pro-life, esencjalną dla komentowanego wywiadu.

Samo zdystansowanie do aborcji „na żądanie” i milczące lub otwarte przyzwolenie na aborcję eugeniczną dla uspokojenia nastrojów społecznych nie jest wystarczające dla uzasadnienia poglądu o wyborze mniejszego zła. Jest to bowiem takie samo zło, co żądanie aborcji społecznej, choć podane w innej szacie. Być może jeszcze gorsze, jeżeli weźmie się pod uwagę wyrażone w wywiadzie głównie polityczne motywacje stojące za postulatem przywrócenia dostępności aborcji eugenicznej.

Aborcja eugeniczna, wbrew upowszechnianym opiniom, zakresowo mieści się w kategorii aborcji społecznej i faktycznie pozostaje jedną z odmian aborcji „na żądanie”. Przesłanka eugeniczna ma w istocie charakter psychospołeczny. Jest nią to wszystko, co umieszcza się w mitologicznym wręcz toposie heroizmu kobiety „przymuszanej” do rodzenia chorego dziecka. Stoi za nią roszczenie do ochrony szeroko rozumianego i zarazem subiektywnie definiowanego dobrostanu rodzica w przebiegu ciąży, okresie okołoporodowym i ewentualnie na późniejszym etapie wychowania postnatalnego. Nie jest to przesłanka obiektywna, ale w pełni uznaniowa.

Recepcja przesłanki eugenicznej w społeczeństwie jest względnie pozytywna. W dyskursie medialnym została w wyrafinowany sposób wyselekcjonowana i następnie zneutralizowana z szerokiego grona innych, wprost kojarzonych z aborcją motywowaną racjami społecznymi. Faktycznie jednak zarówno u podstaw aborcji społecznej, jak i eugenicznej stoi ta sama przyczyna – różnorako ujmowany dobrostan psychospołeczny rodziców. W istocie spór o aborcję eugeniczną i społeczną, a dokładnie rzecz biorąc, ich wzajemne różnicowanie i prezentowanie jako odrębnych jakości, toczy się na płaszczyźnie odmiennie waloryzowanych przejawów dobrostanu rodzica i nie przekracza jego szczelnych granic.

Jeśli więc ktoś sprzeciwia się aborcji wykonywanej na podstawie przesłanek psychospołecznych,
a usprawiedliwia legalizację aborcji eugenicznej, to prezentuje stanowisko wewnętrznie sprzeczne. Uznaje prawomocność tylko jednej z wielu przesłanek, które na fundamentalnym poziomie są do siebie sprowadzalne przy odrzuceniu nabudowanej wokół nich czysto sofistycznej argumentacji. Popada w kazuistykę klasyfikującą przesłanki abortywne według domniemanego stopnia ich mniejszej niegodziwości moralnej. Finalnie dopuszcza jedną z form aborcji społecznej, którą in extenso kontestuje.

Ochrona rodzicielskiego dobrostanu bywa deklaratywnie wzmacniana pozorną ochroną dobrostanu dziecka poddanego aborcji. Tej pozorności nie zmienia nazwanie przesłanki eugenicznej mianem medycznej lub terapeutycznej, co w założeniu ma wysunąć na pierwszy plan stan zdrowia dziecka. Przez aborcję dziecko chce się rzekomo uwolnić od cierpienia postnatalnego. Jeśli życie wolne od cierpienia fizycznego stanowi określone dobro, to uśmiercone w stadium prenatalnym dziecko tego dobra już nie doświadczy. W rzeczywistości to rodzice zostają uwolnieni od opieki nad chorym dzieckiem i okazują się być pierwszymi beneficjentami aborcji. W komentowanym wywiadzie nawet nie powołano się na tak fałszywie rozumiane dobro dziecka. Dobro rodzica uzyskało poczesne miejsce.

Profesor A. Strzembosz wskazał zagrożenia dla dobrostanu kobiet prawnie zmuszanych do „heroizmu” donoszenia ciąży z dzieckiem obarczonym niepomyślną diagnozą prenatalną. Przedstawił aborcję jako środek uwalniający matki od takiego heroizmu. Zadziwia, że kategorię heroizmu odnosi się wyłącznie do postaw rodzicielskich w przebiegu ciąży. Nie waloryzuje się w ten sposób opieki nad starszym dzieckiem chorym onkologicznie, ale uznaje za naturalną egzemplifikację postawy rodzicielskiej.

Profesor nie zwrócił dostatecznie uwagi na fakt, że proponowany środek abortywny, zabezpieczający przed domniemanie „heroicznym” porodem chorego dziecka, nie jest neutralny, ale także zagraża dobrostanowi kobiet, i to na tej samej psychospołecznej płaszczyźnie. Negatywne konsekwencje dotyczą nie tylko aborcji „na żądanie”. Profesor odwołuje się do szkodliwych skutków aborcji w tej partii tekstu, która wprost dotyczy aborcji społecznej. W wypowiedziach na temat aborcji eugenicznej kwestia ta schodzi na dalszy plan.

W literaturze znane są doniesienia badawcze kwestionujące korzystniejszą sytuację psychologiczną kobiet po przeprowadzeniu aborcji eugenicznej od urodzenia dziecka z wadą letalną. Dostępne są również badania potwierdzające względnie wysokie ryzyko patologizacji żalu w następstwie aborcji wykonanej z powodu niepomyślnej diagnozy prenatalnej.

Aborcja ze wskazań eugenicznych, przeciwnie do twierdzeń protagonistów ruchu pro-choice, nie chroni kobiety przed porodem martwego dziecka. Dziecko albo umiera w trakcie sztucznie indukowanego porodu, albo w krótkim czasie po jego zakończeniu, pozbawione opieki neonatologicznej. Poród dziecka po wewnątrzmacicznej śmierci jest tak samo martwym porodem, jak w większości przypadków aborcji eugenicznej. Nikt nie zmusza rodziców żywo urodzonego dziecka z wadą letalną do towarzyszenia mu do śmierci. Podobnie kobieta nie ma obowiązku towarzyszyć do śmierci dziecku, które w wyniku aborcji urodziło się żywe. I w jednej, i w drugiej sytuacji nie jest zobowiązana widzieć zwłok dziecka i zorganizować pochówek. Wokół śmierci dziecka z wadą letalną wytworzono wiele mitów. Tymczasem warunki porodu dziecka z wadą letalną i aborcji eugenicznej pozostają analogiczne.

Realistyczne spojrzenie na funkcjonowanie przez lata przepisów regulujących aborcję eugeniczną i bliższe poznanie faktycznych okoliczności jej wykonywania z pewnością doprowadziłyby Profesora do zmiany stanowiska. O ile w jednych szpitalach najczęściej diagnozowana postać anomalii chromosomowej – zespół Downa stanowił podstawę terminacji ciąży, o tyle w innych już nie, jeśli nie potwierdzono towarzyszących mu zmian strukturalnych, przykładowo letalnych. Zakres uznaniowości uchylonych regulacji był szeroki.

Przywrócenie na pełną skalę badań prenatalnych jako badań przesiewowych dla abortywnej przesłanki eugenicznej nie pozwala – wbrew temu, co twierdzi Profesor – na uznanie niepomyślnej diagnozy (lub tylko prognozy) prenatalnej za sytuację nadzwyczajną, usprawiedliwiającą dopuszczalność aborcji. Wprost przeciwnie, czyni z samej aborcji i eugenicznie ukierunkowanych badań prenatalnych zwyczajną
i powszechnie stosowaną metodę kontroli ciąż i w następstwie urodzeń.

Coś, co ma nosić znamiona jedynie „nadzwyczajności”, staje się standardem przykładanym do każdej ciąży. Przy dalszym ugruntowaniu mentalności eugenicznej personelu medycznego nie będzie odstępstwa od tego standardu. Potwierdzają to doświadczenia rodziców sprzed orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego z 2020 r. Odrzucając zalecenie przeprowadzenia aborcji, rodzice często konfrontowali się ze skrajnym ostracyzmem w środowisku szpitalnym i szerzej, społecznym.

Nie sposób podzielić opinii Profesora, że powtórna legalizacja aborcji eugenicznej rozwiąże konflikt polityczny i zapewni trwały ład społeczny. Liderzy ruchów aborcyjnych nie zrezygnują z maksymalizacji żądań. Aborcja eugeniczna nie zaspokoi ich roszczeń. Decyzje wierchuszki Zjednoczonej Prawicy o odrzucaniu projektów ustaw pro-life pod wpływem demonstracji ulicznych nauczyły feministki nowych metod działania. Polityka ustępstw na rzecz ulicy ma swoje konsekwencje. Środki nacisku w formie „ulicy i zagranicy” zostaną zastosowane z całą agresywnością i wulgarnością także wobec rządu Donalda Tuska, jeśli ten zawiedzie oczekiwania.

Podobnie negatywny w odniesieniu do aborcji „na żądanie” wynik referendum ogólnokrajowego nie zatrzyma liderów ruchów feministycznych przed dalszą eskalacją konfliktu. Profesor z jeden strony krytycznie ocenia referenda dotyczące praw człowieka, a zwłaszcza prawa do życia, z drugiej jednak dopuszcza takie rozwiązanie jako narzędzie zażegnania kryzysu społecznego i wypracowania trwałych regulacji. Trudno o bardziej utopijną wizję społeczeństwa demokratycznego.

Nie można uznać za działanie demokratyczne pozbawienie określonej grupy społecznej praw człowieka dla ułożenia relacji innych grup społecznych, w dodatku niestabilnych politycznie w długoterminowej perspektywie. Nie jest zgodne ze standardem demokratycznym organizowanie referendum w odniesieniu do praw grupy społecznej, która nie może uczestniczyć w debacie publicznej, strzec swoich interesów, przekonywać do własnych racji, ani wziąć udziału w głosowaniu.

Formy demokracji bezpośredniej co do istoty stanowią narzędzie samostanowienia społeczności. W przypadku referendum aborcyjnego grupa, o której się zasadniczo decyduje, jest w oczywisty sposób pozbawiona tego samostanowienia. Jeśli natomiast inna frakcja społeczna chce reprezentować jej interesy, to z samej pozycji zastępczej zawsze jest mniej przekonywująca od członków grup, w tym przypadku proaborcyjnych, które walczą o własne prawa imiennie realizowane. Przeprowadzenie referendum domaga się zapewnienia warunków rzetelnej debaty społecznej. Obecny układ sił na rynku medialnym tego nie gwarantuje nawet w minimalnym stopniu.

Co najważniejsze, prawo do życia nie podlega jakiejkolwiek debacie. Nie można wypracować kompromisowego rozwiązania. Prawa człowieka są regulowane arbitralnie przez prawodawcę, który w tej sferze ma obowiązek zagwarantować bezwzględną ochronę każdej jednostce. Swoim stanowiskiem Profesor wspiera manipulację polityczną i zwykłą dezercję. Parlamentarzyści mają obowiązek strzec praw człowieka na mocy uzyskanego mandatu wyborczego, a nie przerzucać odpowiedzialność za ich uchylenie na zmanipulowane społeczeństwo. Manipulacja ta jest oczywista. W kampanii wyborczej politycy wykreowali fałszywy obraz aborcji jako najważniejszy problem społeczeństwa w katastrofalnym kryzysie demograficznym i zarazem jako utopijny środek jego rozwiązania.

Czynnikami istotnie kształtującymi odpowiedzialne postawy społeczne wobec ochrony życia człowieka od poczęcia są rzetelna edukacja i kompleksowa polityka prorodzinna. Konieczność podniesienia poziomu wiedzy jest widoczna już w samym wywiadzie. Redaktor Marcin Przeciszewski, komentując lewicowy projekt ustawy o świadomym rodzicielstwie, błędnie zakwalifikował aborcję do metod regulacji poczęć. Tymczasem jest to metoda kontroli urodzeń. Zmanipulowane społeczeństwo potrzebuje rzetelnej edukacji a nie referendum.

dr Piotr Guzdek
Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka