DO ODSŁUCHANIA: Brat Jan Vianney Kończewski. Niewolnik Maryi w mundurze Wehrmachtu

Przed II wojną światową, gdy gwardianem klasztoru Ojców Franciszkanów w Niepokalanowie był o. Maksymilian Kolbe, było tu ponad 700 zakonników, ojców i braci. Wszyscy przeniknięci duchem o. Maksymiliana. Niepokalanów był to bowiem klasztor niezwykły – największy na świecie męski klasztor, całkowicie poświęcony Maryi. Wszystko tu miało należeć do Niepokalanej i prowadzić do Niej. Gorliwość braci była wielka, mimo ciężkich warunków życia. Maksymilian Kolbe wielokrotnie podkreślał, że celem Niepokalanowa jest zdobycie świata dla Jezusa Chrystusa przez Maryję Niepokalaną, a do tego trzeba użyć najnowocześniejszych środków, najlepszych maszyn – choćby przyszło chodzić w połatanym habicie. Wiemy, że ojciec Maksymilian zginął w niemieckim obozie zagłady w Auschwitz, oddając dobrowolnie życie za innego więźnia. Znamy historię błogosławionych Męczenników z Niepokalanowa, patronów klasztoru Radia Niepokalanów. Ale jest jeszcze wiele pięknych historii, które czekają na odkrycie.

Jedną z takich historii jest życie brata Jana Vianneya Kończewskiego, skromnego braciszka, który przybył do Niepokalanowa w 1933 roku. Józef, bo tak miał na imię od chrztu, urodził się 19 sierpnia 1914 r. w Otowicach, w ówczesnym powiecie toruńskim. Był uczniem renomowanego Państwowego Gimnazjum Klasycznego w Bydgoszczy, gdzie poznał łacinę, grekę i język niemiecki. Po dwóch latach nauki przeniósł się do Szkoły Rolniczej, której jednak nie ukończył, ponieważ odkrył powołanie zakonne. Napisał wzruszający list o przyjęcie do klasztoru w Niepokalanowie, o którym informację znalazł w „Rycerzu Niepokalanej”: Wstawiam więc gorącą prośbę o przyjęcie mnie do zakonu św. Franciszka, chcąc się jak najwięcej poświęcić Panu Jezusowi i Marji Niepokalanej. Widząc jak dusza jest wśród świata narażona na tak liczne ułomności, chciałbym zostać bratem zakonnym. Wielebny Ojcze dyrektorze! Mam silne postanowienie, iż pragnąłbym dodać wszystkich sił, ażeby jak najwięcej zdziałać dobrego.

Do zakonu przyjął Józefa o. Florian Koziura, ówczesny gwardian Niepokalanowa. Maksymilian Kolbe przebywał wówczas na misjach w Japonii. Józef otrzymał czarny habit franciszkański i imię Jan Vianney, na cześć słynnego Proboszcza z Ars. Od początku był bardzo zaangażowany w misję Niepokalanowa. Pragnął wyjechać na misję, o co wielokrotnie prosił o. Kolbego, ale za każdym razem zaznaczał, że najbardziej pragnie pełnić wolę Niepokalanej i Jej się całkowicie poddaje. Sam siebie nazywał Niewolnikiem Maryi i Niegodnym Sługą Niepokalanej. Pracował w dziale administracji, który był sercem Niepokalanowa. Zajmował się korespondencją z czytelnikami „Rycerza Niepokalanej” i innych pism wydawanych w Niepokalanowie. Wyjeżdżał też na tzw. PROPAGANDĘ, czyli akcje promocyjne „Rycerza Niepokalanej”. Na jeden z takich wyjazdów udał sie z br. Bonifacym Żukowskim do Zduńskiej Woli. Chodzili od domu, do domu – opowiadając o Niepokalanowie i pismach wydawanych w wydawnictwie, proponując ich prenumeratę. Mieli też okazję zwiedzić nowoczesne więzienie w Sieradzu, gdzie rozmawiali z więźniami, ale też podpatrywali techniczne rozwiązania dotyczące wielkich łaźni czy elektrowni. Z listów napisanych w tym czasie przez br. Jana Vianneya przenika radość i szczęście, że może być członkiem niepokalanowskiej społeczności i służyć Maryi. Wiemy też, że był bardzo ceniony przez o. Maksymiliana Kolbego, który uczynił go sekretarzem największego działu administracji.

Trudny czas dla br. Jana Vianneya rozpoczyna się wraz z II wojną światową. Wraz z innymi braćmi musi opuścić Zagrodę Niepokalanej. Tuła się po Polsce w poszukiwaniu schronienia. Trafia na Pawiak. W końcu, jako mieszkaniec Pomorza, zostaje wciągnięty na niemiecką listę i wcielony do wojska. Jest to dla franciszkanina wielka tragedia. Musi założyć mundur swoich oprawców, zabójców współbraci i o. Maksymiliana. Zachowane listy z frontu wschodniego do Niepokalanowa są pięknym świadectwem jego wiary. Jako sanitariusz nie musi używać broni, ale cierpi i tak z powodu rozłąki ze swoim domem, jakim stał się dla niego klasztor, z powoduj braku dostępu do sakramentów, braku wiary wśród żołnierzy. Pisze do Niepokalanowa bardzo dużo, dopytuje o szczegóły życia braci, tęskni. Planuje ucieczkę z wojska, ale boi się represji, jakie mogłyby dotknąć z tego powodu Niepokalanów. W końcu umiera w Makarkino, niedaleko Leningradu.

O losach br. Jana Vianneya na antenie Radia Niepokalanów opowiedział Paulinie Wysockiej jego krewny, pan Grzegorz Kończewski.

Część I rozmowy – życie w Niepokalanowie:

Część II rozmowy – losy wojenne:

Opracowała Paulina Wysocka na podstawie książki Grzegorza Kończewskiego „Brat Jan Vianney. Z Niepokalanowa na front wschodni”.

Fotografie pochodzą z książki Grzegorza Kończewskiego „Brat Jan Vianney. Z Niepokalanowa na front wschodni”. 

 


Poruszającą historię brata Jana Vianneya opisał p. Grzegorz Kończewski, krewny franciszkanina, w książce pt. „Brat Jan Vianney. Z Niepokalanowa na front wschodni„.