33 dni, czyli Boża logika – z cyklu Ewy Liegman: Przypowieści o śmierci, a więc przybliżające do wieczności…

„Minęło 40 lat od tamtych wydarzeń, moja mama zmarła latem. I pierwszy grudzień, kiedy nie opowiada historii sprzed lat… o tym jak moja siostra żyła 33 dni. Jedynie… i może gdybyśmy mieli samochód, telefon przeżyłaby, kto wie, ale było już za późno.”

Przed nami kolejny piękny tekst. Za jego udostępnienie dziękujemy p. Ewie Liegman.

***

Mamy taką rodzinną historię, którą zawsze w grudniu opowiadała mama, bo właśnie wtedy rozgrywały się te wydarzenia, jej zmagania. Ja mało pamiętam, miałam 2 latka.

Urodziła się moja siostra i mocno chorowała. To były czasy, że telefon tylko w niektórych domach, a wszędzie trzeba było biegać na własnych nogach. Sąsiedzi pomagali sobie, jak ktoś miał samochód to był gość, nie trzeba było łapać „okazji”.

Minęło 40 lat od tamtych wydarzeń, moja mama zmarła latem. I pierwszy grudzień, kiedy nie opowiada historii sprzed lat… o tym jak moja siostra żyła 33 dni. Jedynie… i może gdybyśmy mieli samochód, telefon przeżyłaby, kto wie, ale było już za późno.

A zawsze oczy jej się szkliły, jakby czas nie goił ran. A powiem więcej… im była starsza tym bardziej szukała kontaktu z moją siostrą albo miejsca… w którym jest, odkąd zmarła.

Mama nie przestała chodzić na cmentarz. Czyścić jej grobu, ja jako mała dziewczynka pamiętam… machałam nóżkami na ławce i lubiłam patrzeć jak układa kwiatki. Potem przestałam z nią przychodzić. Nawet krytykowałam ją, że za często tu przyłazi. Nie rozumiałam mojej matki.
Nie wiem, jak to zrobiła, ale nigdy nie przestała wierzyć w Boga. Ja tak. Nie mogłam zajść w ciążę, poroniłam też dwoje, nie modliłam się, nie chodziłam do kościoła, nie potrzebowałam tych rzeczy.

Choć spokoju w sercu nigdy nie miałam. Ale to skutecznie zagłuszałam. Agresję wzbudzały we mnie kościółkowe sprawy, afery w chorej instytucji, układy pod płaszczykiem dobrych wartości.

W końcu urodziła się moja córka, a ja nie umiałam jej wychowywać. W moim sercu była wciąż ta sama pustka. Na terapii przerabiałam różne kawałki moich zranień i historii. W końcu doczłapałam się do wydarzeń sprzed lat, kiedy moja mama krzyczała, że siostra nie oddycha. I mój ojciec ją trzymał, kiedy wynosili ciało, by nie oszalała. Ja tego nie pamiętam wprost, ale emocje, tamten stan wkodował się we mnie, w małą dziewczynkę i tak został.

Mam w sobie tęsknotę i pustkę po prostu od zawsze. Tak jakby śmierć siostry, której nigdy nie znałam, odebrał mi kawałek mnie. Zaczęłam sobie zadawać pytania, gdzie ona jest i to co wyrwała ze mnie? I czy cokolwiek może złagodzić tę pustkę?

W listopadzie, kiedy mocniej doskwierała mi żałoba po mojej mamie, zaczęłam ją prosić nad grobem, bo tęsknota i pustka osiągnęły swój punkt krytyczny, by pokazała mi to, czego nie widzę. Zawsze miała mądre rady, a teraz telefon milczy. Odzywa się tylko płomień zniczy na grobie. Nic więcej. I wtedy trafiłam w internecie na informację o rekolekcjach w kościele, którego nie znosiłam. 33 dni zawierzenia… swojego życia Bogu przez serce Maryi.

Do Maryi nic nie miałam. Jako dziecko sobie wyobrażałam, że musiała być ciepła jak moja babcia. Choć biednie w domu miała, ale zawsze smacznie gotowała i przechowywała specjalnie dla mnie smakołyki, niespodziankami z szuflady wyciągała, sobie odmawiała i mi radość sprawiała. Uśmiechała się tak i tuliła mnie najbardziej, najlepiej. Chwila z nią zabierała wszystkie smutki. Maryja mi się z babcią kojarzyła, bo babcia miała taką niebiesko-białą gazetkę: Rycerz Niepokalanej. Ja nic z tego nie rozumiałam, ale wisiałam jej na szyi na fotelu, kiedy ona ją czytała.

To wystarczyło.

No więc 33 dni zawierzenia… prosta sprawa do zrobienia przez każdego. Czytania krótkich modlitw każdego dnia i różaniec przed którym się lata wzbraniałam. 33 dni przygotowania tak jakby do złączenia z Bogiem. Nie miałam nic do stracenia. W żałobie po mamie, z rozgrzebanym sercem na terapii, z połamaną relacją z własną córką i mężem, którego nie kochałam. No i 33 dni.. co za zbieg okoliczności… całe życie mojej siostry.

I dziś chcę Ci powiedzieć, że to niebywałe, jak Bóg ukrywa się, szanując wolność każdego z nas. Żyłam znacznie dłużej niż moja siostra. Ja miałam czas. Ale i mnie wystarczyły 33 dni… by przebudzić się do życia, to była moja prawdziwa rewolucja. Oddania wszystkiego co mam Sercu Maryi. Jeszcze rok temu byłaby to dla mnie największa abstrakcja i nakryłabym się ze śmiechu nogami, jakbyś mi powiedział, że mam to zrobić.

Ale byłam na tyle samolubna, że myliłam ludzkie błędy, głupotę, zaciemnienie… z Bogiem. I Jego obrzucałam oskarżeniami.

Bóg przychodzi codziennie aż do dnia śmierci, ale możemy Go nie rozpoznać, a kto jak nie Jego Matka zna Go na wylot… pomogła mi rozpoznać kłamstwa, w które wierzyłam, dno w którym tkwiłam, z tak wielu zranień mnie ta modlitwa uwolniła… I co najważniejsze odkryłam, że moja siostra przyszła na świat po to, bym ja zobaczyła, że 33 dni… to nie przypadek… ja umarłam, a ona była przez ten czas żywa. Pomogła mi też odnaleźć, nadać imię dzieciom, które poroniłam.


Ewa Liegman* z cyklu: przypowieści o śmierci, a więc zbliżające nas do wieczności

*Ewa Liegman – kobieta żywiołowa i refleksyjna. Lubi podróżować, ma za sobą wyprawy do Mongolii, Kenii i Nepalu. Jest aktywną działaczką społeczną, pomysłodawczynią i realizatorką licznych akcji charytatywnych. Jest prezesem hospicjum dla dzieci. Realizuje projekty na rzecz osób zmagających się z ciężką chorobą, stratą i żałobą. Organizuje spotkania i warsztaty dla uczniów, studentów, personelu medycznego, zespołów pracowniczych, więźniów na temat „Jak przebudzić się do pełni życia” /za: bratnizew.pl/

Więcej tekstów Pani Ewy Liegman, a także wywiad z Nią, który przeprowadziła Katarzyna Bodych: TUTAJ