Z serii: Przypowieści o śmierci, przybliżające do wieczności…

Przed nami kolejny piękny, wartościowy teskt, nadesłany przez p. Ewę Liegman. Zapraszamy do lektury. Warto!
***
Bałam się na nią popatrzeć. Tak wiele w Internecie widziałam wypaczeń. Mój mąż prawnik, nie sądziłam, że mu się spodobam. Kochałam się w nim od dawna. Ja zwykła dziewczyna. On błyskotliwy odkąd pamiętam. Chodziliśmy razem do szkoły. Miał powodzenie, był klasowym wodzirejem. A ja nosiłam za długie swetry, szerokie spodnie, by przykryć moje esy floresy. Usłyszałam diagnozę w 3 miesiącu, ale miałam nadzieję.

Mógł mieć każdą kobietę, ale na jednej imprezie zaiskrzyło coś między nami. Poprosił mnie do tańca jeden, potem drugi raz. Umówiliśmy się na kawę następnego dnia. Nie wiem, co we mnie zobaczył. Po roku się oświadczył. Ja? Ja? Serio? Ja? Zawsze chciałam mieć dużą rodzinę.

Dlatego gdy lekarz powiedział o tej chorobie, zaniemówiłam. Genetyczna? Choroba? Męża przy mnie nie było. Był na ważnej rozprawie. To moja wina? Moich genów? Jego? Jego na pewno nie. Przestałam głaskać mój brzuch. Zaczęłam się wstydzić. Rośnie… tylko co? Jak długo? Mąż płacił za najlepszych specjalistów. A wszyscy nazywali „czymś”, nie kimś… „to”… co rosło we mnie. Zakrywałam brzuch. Nie chciałam pytań. Aż w końcu usłyszałam od kogoś… kogo spotkałam „przypadkiem”. – „jak dziecko będzie się nazywać?” Nazywać? Oniemiałam. Kazano mi usuwać. – „jak DZIECKO się będzie nazywać?” No właśnie… jak… nazywać… Bałam się na nią popatrzeć. Kiedy już się urodziła. Usłyszałam jej płacz. Była żywa. Poród trwał masakrycznie długo. Ja ledwo to przeżyłam… I ten moment w którym położna mi ją… do serca przyłożyła… Czułam jej oddech. Ręce mi się trzęsły. Płakała. Płakała głośno. W końcu popatrzyłam na nią. Była śliczna. Chociaż… zupełnie inna… niż wszystkie dzieci. Miała w sobie coś… z motyla. Wiedziałam, że zaraz odleci. Dotknęłam jej paluszki, każdy po kolei. Pocałowałam nosek, potarłam brewki, odcisnęliśmy stópkę, rączkę na pamiątkę. Była śliczna. Chociaż… zupełnie inna… niż wszystkie dzieci. Wiedziałam, że zaraz odleci. Łzy ciekły strumieniami. Mojemu mężowi też. Przybiegł z sali sądowej zziajany. Zdążył. Tak bardzo baliśmy się tej chwili… a ona… zmieniła wszystko… jak ktoś kto wpada na ciemny świat i rozjaśnia mroki. Byliśmy tak blisko, że bliżej się nie da. Blisko nieba. Stamtąd pochodziła nasza córeczka… Oboje wiedzieliśmy, że to Anielka.

Jak to możliwe, że tak mała istotka, co wpadła na zimny świat na parę minut nas uzdrowiła? Tak wiele nauczyła? Uleczyła mnie i mojego męża… z egoizmu. Myślenia o sobie, o swoich oczekiwaniach. Nigdy nie czułam się tak zakochana… Odleciała … o 18:00, punktualnie… jakby była umówiona… Z Kimś kto działa CUDA… i wysyła na świat Anioły by uczyły nas kochać.

Z serii: Przypowieści o śmierci, przybliżające do wieczności) Ewa Liegman Hospicjum Pomorze Dzieciom Emocja Holistyczne Centrum Wsparcia po Stracie

Ewa Liegman – kobieta żywiołowa i refleksyjna. Lubi podróżować, ma za sobą wyprawy do Mongolii, Kenii i Nepalu. Jest aktywną działaczką społeczną, pomysłodawczynią i realizatorką licznych akcji charytatywnych. Jest prezesem hospicjum dla dzieci. Realizuje projekty na rzecz osób zmagających się z ciężką chorobą, stratą i żałobą. Organizuje spotkania i warsztaty dla uczniów, studentów, personelu medycznego, zespołów pracowniczych, więźniów na temat „Jak przebudzić się do pełni życia” /za: bratnizew.pl/