Róże różańcowe – zobacz jak to działa

Był 7 października 2012 roku, Święto Matki Boskiej Różańcowej, kiedy włączyliśmy się w ewangelizację Facebooka. Akcja Pallotyńskiej Fundacji Misyjnej Salvatti.pl realizowana we współpracy z Papieskimi Dziełami Misyjnymi oraz z powstającym Stowarzyszeniem Kół Żywego Różańca miała na celu szukanie Zelatorów, czyli osób, które w swoim środowisku, wśród przyjaciół, członków rodziny, stworzą 20 osobową misyjną różę różańcową. Zasada taka sama jak w tradycyjnej róży – każda osoba odmawia jedną dziesiątkę różańca dziennie. Dodatkowo, każdy członek róży mógł dobrowolnie wesprzeć dzieła misyjne wysyłając SMS.

Jak to się mogło udać?

Wszystko to działo się za pośrednictwem Facebooka – to tutaj tworzyły się róże. Inspiracją akcji była Paulina Jaricot – jak podkreśla ks. Jerzy Limanówka, prezes Salvatti.pl, inicjator akcji. To ta niezwykła kobieta, blisko 200 lat temu stworzyła potężny ruch różańcowy, połączony z wspieraniem misji modlitwą oraz drobnymi datkami – tak to się właśnie działało i pomyślałem – udało się jej – uda się i nam – dodaje Pallotyn.

W roku 2016 organizatorzy akcji pragną wspomagać podopiecznych siostry Anny Sęk, pallotynki.

s_anna_roze_rozancowe_2016Bafoussam. Miasto w Kamerunie. Stolica Prowincji Zachodniej i Departamentu Mifi. Liczy ponad 300 tys. mieszkańców. W mieście działała szkoła średnia o profilu handlowym. Z powodu braku funduszy miała jednak zostać zamknięta. 90 uczniów miało zostać wyrzuconych na ulicę. Dla tych młodych ludzi to byłaby tragedia. Większość z nich pochodzi z ubogi rodzin lub jest sierotami. Niektórzy przybyli do miasta z odległych wiosek, by móc się uczyć. Są tacy, którzy o 5.00 rano wyruszają ze swoich domów, by na 7.30 dotrzeć do szkoły. Znaczna część uczniów po lekcjach musi podejmować dorywcze prace, żeby zarobić na utrzymanie. Niektóre pracują całymi nocami jako szoferzy nocnych motorynek, barmani, kucharze lub pomoc w hotelach. Wstydzą się swojej biedy. Za wszelką cenę chcą zarobić także na opłacenie szkoły, która jest dla nich przepustką do lepszego życia. Gdyby straciły tę nadzieję, wielu z nich zeszłoby na złą drogę. Kiedy o decyzji zamknięcia szkoły dowiedziały się siostry pallotynki-misjonarki, postanowiły temu zapobiec. Przejęły szkołę. Nazwały ją Szkołą Sacre Coeur. Wyremontowały budynek. Szkoła zaczęła się rozwijać. Obecnie mają 350 uczniów i 23 nauczycieli. W zeszłym roku szkoła otrzymała możliwość składania egzaminu maturalnego. W efekcie 90 proc. jej absolwentów zaczęło kontynuować naukę na uniwersytetach. Potem, te osoby mają szansę na zdobycie dobrej posady i godnego życia, jakiego nie zaznały w dzieciństwie.

Taką szansę od sióstr pallotynek otrzymała Laura. Jako mała dziewczynka została odrzucona przez rodziców z powodu uszkodzenia obu nóg. Nie mogła ich wyprostować. Przemieszczała się, chodząc na kolanach. Wychowywała ją obca kobieta, która przypadkiem spotkała ją na ulicy. W takim stanie zobaczyły ją siostry i przygarnęły do siebie. Znalazły szpital, w którym mogła przejść operację. Dzięki nim Laura stanęła na nogi i zaczęła uczęszczać do szkoły. Teraz ma buty ortopedyczne, ale porusza się samodzielnie. Gdy potrzebuje pomocy, zawsze może liczyć na kolegów z klasy.

Uczniowie w szkole otrzymują dużo wiedzy i miłości. To buduje ich osobowość. Jeśli jednak chodzi o kwestie materialne – w szkole brakuje podstawowych rzeczy, bez których my, w Europie, nie wyobrażamy sobie nauki. Na trzydziestu uczniów przypada jeden podręcznik. Obecnie rozwój internetu nieco ułatwia im życie. Mogą korzystać materiałów on line. Dostęp do sieci jednak jest luksusem. Potrzebują więc 50 pendrivów, żeby wymieniać się materiałami edukacyjnymi i kształcić się coraz lepiej.

Za: salvatti.pl