DROGI WSPÓŁCZUCIA. 14 wywiadów o współczuciu

„Drogi współczucia” są drugą książką intrygującego duetu autorskiego: Małgorzata Bilska, dziennikarka, kobieta, socjolog i kard. Grzegorz Ryś, ksiądz, mężczyzna, dr hab. historii. Pierwsza – „Mistrzowie drugiego planu” – dostała wyróżnienie FENIKS 2023. Tym razem mamy rzecz nowatorską, począwszy od tematyki, przez formę, metodę pisania, jak i sposób myślenia o religii chrześcijańskiej.

Autorzy zadali sobie pytania: Czym jest współczucie? Dlaczego w wielu sytuacjach brak go w reakcjach katolików na zło i cierpienie, skoro Kościół tyle mówi o miłości? Czy jest tym samym, co empatia, miłosierdzie, litość? Czemu uchodzi za buddyjskie? I czemu jest tradycyjnie przypisane kobietom? Co jest z nami katolikami i Kościołem nie tak, że więcej troski dajemy sprawcom przemocy (seksualnej i innej) niż skrzywdzonym ofiarom?

Książka nie ma tezy, pozostaje otwartym pytaniem. Współczucie jest zindywidualizowane i każdy tu własną drogę. Ma być inspiracją. Wiele rzeczy dało się już jednak ustalić. Autorzy szukali odpowiedzi w 2 miejscach: słuchając osób z dużym doświadczeniem w obszarze współczucia – i w Ewangelii. Książka jest zapewne pierwszym zbiorem rozmów integralnie złączonych z komentarzami księdza – mocnymi, osobistymi, opartymi na wybranych „pod dany wywiad” cytatach z Biblii. Forma jest świeża, unikatowa i nowa.

Wśród 14 rozmówców są s. Małgorzata Chmielewska, Anna Dymna ale też Michał Gaweł (pomaga uchodźcom przy granicy z Białorusią), ks. Piotr Studnicki (delegat KEP ds. skrzywdzonych w Kościele), ks. Wojciech Lemański (kapelan więźniów), Marta i Marek Babik (uczą komunikacji), ks. Manfred Deselaers (Niemiec mieszkający przy Auschwitz – Birkenau) oraz ci, którzy współczucia nie dostają, mając do niego „prawo”: bezpłodne małżeństwo i gej katolik. Jak oni widzą współczucie? Okazało się, że jest ono zbędne do pomagania. Jest za to niezbędne dla relacji. To relacje, ich jakość, emocje z nimi związane – w Kościele pogardzane i marginalizowane, są głównym motywem publikacji.

Książka obrazuje jakoś wezwanie Synodu Biskupów do „nawrócenia w obszarze relacji”, wydaje się też być zbieżna z nową encykliką papieża Franciszka o sercu! Chrześcijaństwo jest relacją, Kościół jest relacją – a nie armią najemników, korporacją czy urzędem. Czemu więc – pytają autorzy – mamy prymat instytucji nad jednostką? Ciągłe sądzenie, ocenianie, pouczanie, agresję, lekceważenie? Nie unikają krytyki Kościoła, przeciwnie. Nazywają po imieniu realia; co ludzi dziś boli. Co ich dzieli – a wręcz prowadzi do apostazji.

Integralna część książki to nowatorska i też chyba pierwsza w Polsce, „Litania w obronie dzieci” autorstwa Michała Zabłockiego, poety i autora tekstów z Piwnicy pod Baranami. Katolicy nie modlą się za dzieci. Narodzone są ważne!

Książka nie jest więc o pomocy ubogim, uchodźcom czy powodzianom; nie jest o empatii, nie jest o litości. Zmusza odbiorcę do refleksji nad stanem relacji. I stawia wobec dylematu: JAK KOCHAĆ CZŁOWIEKA, ŻEBY CZUŁ SIĘ KOCHANY?

Dla kogo książka jest? Dla każdego i każdej, kto dziwi się zjawisku „kochających bliźniego – niepraktykujących”. Bez względu na wyznanie lub jego brak. WSPÓŁCZUCIE JEST LUDZKIE. Wszyscy go potrzebują, choć nie wszyscy się przyznają.


FRAGMENTY WYWIADÓW

Wywiad: PRZEMOC UJEDNOLICANIA (s.129)

Paweł Klepacki: „Mam prawie 40 lat. Z biegiem czasu skóra grubieje, nie przejmuję się więc pewnymi rzeczami, jak kiedyś. Nauczyłem się, że muszę się kierować własnym sumieniem, słuchać tego, co podpowiada mi mój rozum i moje serce. Łączenie orientacji i wiary jest sprawą osobistą. Niektórzy chcą brać subiektywne sumienie w karby. Na tym polu naj­częściej też dochodzi do tarć. Nie da się inaczej. Do gejów kierowane są sprzeczne oczekiwania, więc trzeba się przez nie przebijać, aby nie czuć się rozdartym. Chaos wynika z tego, że żyjemy w „momencie zmian”. Ja je witam z umiarkowanym entuzjazmem. Wychwytuję gło­sy bliskie przeżywaniu przeze mnie homoseksualizmu, jednak te nie należą do mainstreamu. Na szczęście mamy media społecznościowe, dzięki którym łatwo jest nawiązać kontakt z osobami o podobnych potrzebach duchowych czy podobnym światopoglądzie. A równolegle świadomość duchownych w temacie homoseksualizmu mimo wszyst­ko wzrasta. Sądzę też, że pewne zmiany w stosunku Kościoła do osób homoseksualnych są nieuchronne. Mój ulubiony żart: „nasze dzieci tego dożyją” (śmiech).Nie będę ich miał. Ale kolejnym pokoleniom chyba będzie łatwiej.

Małgorzata Bilska: „Osoby o podobnych potrzebach duchowych” mają też jakiś byt realny? Imię?

PK: Fundacja chrześcijan LGBT „Wiara i Tęcza”. Kiedyś uważałem ją za zbyt liberalną. Jednak zmieniłem zdanie. Zdarza się, że Maciej Biskup OP prowadzi nabożeństwo dla osób, które są na to gotowe. Udziela sakramentów, zgodnie z dyscypliną kościelną. Jego głos jest ważny. Przytoczę post z profilu „Wiary i Tęczy” na Facebooku (z 15 stycznia 2021 roku): „Zdaniem o. Macieja Biskupa OP zmiana podej­ścia duszpasterskiego będzie też powoli zmieniała nauczanie Kościo­ła: „Czekają rozmowy na temat nauczania dotyczącego seksualności w konfrontacji z nauką psychologiczną, psychiatryczną; z seksuologią i z rozwojem człowieka. Tutaj jest pewien rozdźwięk. Co innego mówi świat nauki, co innego – Kościół. Wiemy, że konfrontacja z odkrycia­mi naukowymi w Kościele przychodzi bardzo powoli i po grudach ale musi się dokonać. Traktowanie potrzeb osób LGBT+ jako skrzy­wionych, nienaturalnych, to coś, czego nie da się obronić”.

Potem była mowa o nauczaniu o grzechu. Z jednej strony jest ksiądz, który sygnalizuje konieczność aktualizacji stanu wiedzy w Kościele. Z drugiej, w tym samym niemal czasie, ukazał się w Polsce dokument kościelny, który trudno określić inaczej niż zawracanie kijem Wisły.

MB: Chodzi ci o Stanowisko Konferencji Episkopatu Polski w kwestii LGBT+ z 2020 roku? 27 stron A4, krytykowanych najbardziej za tezę o… terapii reparatywnej.

PK: Tak. Czemu miałoby służyć przerabianie homo w hetero? Są tam także obietnice bez pokrycia dotyczące poradni przy parafiach. Po co obiecywać coś, co się nie wydarzy? W czasie lektury miałem poczucie zanurzenia się w rzeczywistość surrealistyczną. Co ma myśleć młody gej, który na takim etapie rozwoju wiedzy w zakresie homoseksuali­zmu dostaje dokument KEP?

MB: Jeśli dobrze rozumem, bycie gejem w Kościele to doświadczenie marginalizacji i przymusu samodzielnych wyborów drogi. Nie ma co liczyć na nauczanie, które rozumie sytuację.

PK: Można to tak ująć. Choć ja osobiście nie czuję się na marginesie Kościoła, bo mam świadomość, że należę do mniejszości. Jest nas bardzo mało, a heteroseksualność wyznacza normy statystyczne. Oczekuję natomiast, że katolicy, którzy są inni, zostaną dostrzeże­ni. Preferowany przeze mnie sposób wsparcia to znalezienie jakiejś formuły duszpasterstwa. Istnieje duszpasterstwo przedsiębiorców, które uwzględnia specyfikę potrzeb duchowych osób prowadzących swój biznes. Myślę, że nie jest nadmiernym żądaniem, aby to samo zrobiono dla gejów i lesbijek. W jednej salce przy parafii spotykaliby się oni, w drugiej – my.”

„KOMENTARZ ZE ŹRÓDŁA” KARD. GRZEGRZA RYSIA (s.141):

Osobiście czytam tę rozmowę jako wezwanie do przekroczenia granic:
– nie doktryny i nauczania, lecz…
– …progu czyjegoś domu. Dla rzeczywistego spotkania z OSOBĄ!

O takim właśnie przekraczaniu granic – wyznaczonych również pra­wem religijnym (!) mówi 10 i 11 rozdział Dziejów Apostolskich. Przy­toczmy jedynie kluczowe fragmenty: „[któregoś] dnia wszedł Piotr na dach, aby się pomodlić (…).Wpadł w zachwycenie. Widzi niebo otwarte i jakiś spuszczający się przedmiot, podobny do wielkiego płótna czterema końcami opadającego ku ziemi. Były w nim wszela­kie zwierzęta (…).Zabijaj, Piotrze i jedz! – odezwał się do niego głos. O nie, Panie! Bo nigdy nie jadłem nic skażonego i nieczystego – od­powiedział Piotr. A głos do niego: Nie nazywaj nieczystym tego, co Bóg oczyścił. Powtórzyło się to trzy razy.

[…]
[Gdy wszedł do domu Korneliusza] przemówił do nich: Wiecie, że zabronione jest Żydowi przestawać z cudzoziemcem lub przycho­dzić do niego. Lecz Bóg mi pokazał, że NIE WOLNO ŻADNEGO CZŁOWIEKA UWAŻAĆ ZA SKAŻONEGO LUB NIECZYSTEGO (podkreślenie – GR)

[…]
To niesłychanie ważny moment w dziejach Kościoła – moment, który Piotr zapamięta i odwoła się do niego podczas debat na tzw. Soborze Jerozolimskim (Dz 15). Piotr przekracza granicę, której sam NIGDY by nie przekroczył! Ale poddaje się Duchowi Świętemu. To od Du­cha przyjmuje najpierw objawioną prawdę: „Nie nazywaj nieczystym tego, co Bóg oczyścił”. W greckim oryginale ta prawda wyrażona jest jeszcze mocniej (dosłownie): „Tego, co Bóg oczyścił, nie nazywaj zwy­czajnym” (grec. koinoo; łac.commune).Tak więc „żadnego człowieka NIE WOLNO uważać” nie tylko za „skażonego” czy „nieczystego”, ale również za „zwyczajnego” czy „przeciętnego”! Dlaczego? Bo Bóg działa w jego życiu – i to znacznie wcześniej, niż trafi do niego Kościół i jego apostoł. A wtedy to życie – dotknięte Bożą mocą, mądrością i miłością – domaga się wielkiego szacunku! […]

***

WYWIAD: TO SIŁA, A NIE SŁABOŚĆ (s.39)

Anna Dymna: […] Janusza Świtaja poznałam na początku działania mojej fundacji. Pew­nego dnia dostałam list od mężczyzny po wypadku na motocyklu. Rozbił się dwa tygodnie przed swoimi osiemnastymi urodzinami. Miał uszkodzony kręgosłup, był całkowicie sparaliżowany, oddy­chał przez respirator. Leżał w domu. Całymi dniami patrzył w su­fit, nie miał wózka z respiratorem, nie miał szansy na opuszczenie mieszkania. Zajmowali się nim rodzice. Potrzebował wtedy matera­ca przeciwodleżynowego i ssaka do odflegmiania, niezbędnego przy respiratorze. W komputerze zainstalowano mu specjalny program. Mógł pisać oczami. Przysłał mi zdjęcie. Wiedziałam, jak wygląda. Duży facet, 196 centymetrów wzrostu. Kupiliśmy to, o co prosił. Ale o nim nie zapomniałam. Kiedy było mi ciężko, zawsze myślałam: „Kobito, bierz się w garść! Nie narzekaj! Taki Janusz walczy o każdy dzień, kocha życie mimo wszystko… A ty co?”. Janusz w takich chwi­lach bardzo mi pomagał.

Małgorzata Bilska: Nie poddał się.

AD: Miałam akurat w teatrze próby do Orestei Ajschylosa, kiedy – w prze­rwie – zadzwonił telefon. Jakiś dziennikarz poprosił o komentarz, bo młody mężczyzna po wypadku wywołał gigantyczną debatę o prawie do eutanazji. Zajęta spektaklem jakoś głupio odpowiedziałam, żeby dał mi spokój, bo mam próbę i tak dalej. W domu oglądałam wieczo­rem wiadomości. Patrzę, a tam reportaż o tym. Przecież znam tego człowieka! Chodziło o zaprzestanie uporczywej terapii, a nie o eu­tanazję. To zupełnie co innego. Tak to jednak przedstawiały media. Posłuchałam Janusza… I niemal szlag mnie trafił.

Kurczę, ten facet daje mi siłę, jest dla mnie wzorem. I chce umrzeć? Natychmiast zadzwoniłam do niego. Zaczęłam krzyczeć: „Co ty ga­dasz? Do roboty byś się wziął! Leżysz, nic nie robisz, w głowie ci się popieprzyło! Ktoś by cię w dupę kopnął, to by ci przeszło”. Zachowa­łam się okropnie. Na końcu przeprosiłam. Obiecałam, że zadzwonię rano. W nocy zupełnie nie mogłam spać. Myślałam: „Co ja naro­biłam?” .Ale uznałam, że mam rację. Przecież to jest krzyk Janusza o życie, a nie o śmierć. Ktoś mu musi udowodnić, że nie jest tylko kłopotem czy balastem, że jest potrzebny, a jego wola życia może rato­wać innych.

Wyobrażałam sobie, jak trudno jest leżeć i być absolutnie zależnym od osób trzecich. Wtedy Janusz nie miał jeszcze matury. Bardzo się bał, co z nim będzie, gdyby coś się stało rodzicom. Rano zadzwoniłam. „Janusz, bardzo przepraszam, że na ciebie krzy­czałam. Ale bierz się w garść! Mam fundację, mogę cię zatrudnić”. I zaczął u nas pracę na pół etatu.

MB: Pierwsza praca w życiu. Niesamowite!

AD: Musiał mieć formalne pozwolenie na pracę. Wiele osób pukało się po głowie. Wyrośnięcie kaktusa na rękach nam wróżyli. Ale po chwili Janusz zaczął u nas pracować jako analityk internetowy rynku osób z niepełnosprawnościami. W imieniu fundacji rozmawiał z ludźmi w bardzo trudnych sytuacjach, podobnych do jego. Był niezwykle wiarygodny. Nikt ich lepiej nie rozumiał niż on. Pracując, zdał ma­turę, dostał się na studia, skończył psychologię. Jest prawdziwym kró­lem życia. I nadal u nas pracuje. Teraz jako psycholog w fundacyjnym Dziale Pomocy. Ostatnio pobił rekord Guinnessa. Jest najdłużej żyją­cym człowiekiem pod respiratorem. Dla mnie jest mistrzem, wzorem, źródłem siły.

Współczucie kojarzy się ludziom ze słabością. Współczułam wielu osobom. Dla mnie współczucie jest siłą, która uruchamia nieby­wała moc. Wiele rzeczy zrobiłam dlatego, że szlag mnie trafiał, gdy widziałam człowieka w tragicznej sytuacji. Nie powinien w niej być! Może da się coś dla niego zrobić? Z tego buntu powstała moja fun­dacja i wiele naszych projektów. Dlatego, według mnie, współczucie to nie jest użalanie się nad kimś, płacz, litość… A może współczucie ma dużo różnych kolorów?

„KOMENTARZ ZE ŹRÓDŁA” KARD. GRZEGRZA RYSIA (s.50):

„[Jezus] wszedł znowu do synagogi. Był tam człowiek, który miał uschłą rękę. A śledzili Go, czy uzdrowi go w szabat, żeby Go oskarżyć. On zaś rzekł do człowieka, który miał uschłą rękę: Stań tu na środku! A do nich powiedział: Co wolno w szabat: uczynić coś dobrego czy coś złego? Życie ocalić czy zabić? Lecz oni milczeli. Wtedy spojrzawszy wkoło po wszystkich z gniewem, zasmucony z powodu zatwardzia­łości ich serca, rzekł do człowieka: Wyciągnij rękę! Wyciągnął, i ręka jego stała się znowu zdrowa” (Mk 3,1–5).

Wszyscy dziś jesteśmy uczestnikami tego wydarzenia. Głównie za sprawą papieża Franciszka, który w samym CENTRUM Kościoła sta­wia człowieka cierpiącego. Zachowuje się dokładnie tak jak Jezus – do każdego z chorych, ubogich, głodnych, migrantów, wykluczonych mówi: „stań w środku!”.A do nas wszystkich nawołuje: „postawcie go w centrum! Nie pozwólcie mu dłużej jedynie wegetować na mar­ginesie – na obrzeżach społeczeństwa i Kościoła!”.

Co to znaczy: postawić cierpiącego człowieka w środku? Po co? Dla­czego? Czy nie po to, żeby w końcu mu się uważnie przyjrzeć? Zo­baczyć go, poznać – wreszcie w całej jego prawdzie? Skupić się na nim – nie udawać zainteresowania; nie patrzeć pobieżnie i powierz­chownie? Dotrzeć do wnętrza prawdy o nim – i o jego dramacie.

[…]
Ta powierzchowność wyzwala z Jezusa GNIEW: „spojrzał wkoło po wszystkich z gniewem” – ważne, by nie przegapić owej Jezusowej reakcji, również z racji na jej rzadkość. Jezus, jakiego znamy z Ewan­gelii, nieczęsto wpada w gniew. A kiedy już tak się dzieje, to znaczy, że sytuacja, z którą się konfrontuje, jest niesłychanie poważna. Na czym polega jej waga w tym wydarzeniu?

Odpowiedź pada jeszcze w tym samym zdaniu: „…zasmucony z po­wodu zatwardziałości ich serca”. Święty Hieronim w Wulgacie tłuma­czy tutaj: „zasmucony nad ŚLEPOTĄ ich serca” (super cecitate cordis).Rzeczywiście, greckie pórosis można tłumaczyć i tak, i tak: jako „śle­potę” i jako „zatwardziałość”, wręcz „skamieniałość”…